Pamiętam chłodny, styczniowy wieczór, ponad 14 lat temu. Jako mała dziewczynka po raz pierwszy obejrzałam, znany chyba wszystkim, Titanic. Zrobił na mnie nie lada wrażenie, gdy Jack znikał w morskiej otchłani nie mogłam powstrzymać łez. A na dodatek ta przewodnia piosenka...Już wtedy przyrzekłam sobie, że kiedyś obejrzę ten film w kinie z moim chłopakiem. Tak, dziecięce marzenia. Niestety miałam wtedy zaledwie siedem lat i o księciu z bajki mogłam tylko marzyć. Zanim dorosłam, film wyszedł z kin i stał sie obowiazkowa pozycja świąteczną w polskiej telewizji. Pzryznam szczerze, że nie opuściłam ani jednego seansu. Za każdym razem z zamiłowaniem siadałam przed telewizorem i odpływałam wraz z pasażerami. I tak z roku na rok. Wydawałoby się, że ogladanie filmu, którego fabułę zna się na pamięć i nawet nie potrzebny jest dubbing, jest nuuuudne i bezsensowne. Ale nie dla mnie:) Pasja, zaciekawienie rosły za każdym razem.
Może tym razem się uda?
Film rozbudził także moja ciekawość o samej tragedii. W tym roku mija dokładnie 100 rocznica zatonięcia statku. W angielskim Southampton, dla uczczenia niedokończonego rejsu, wyruszył w niedzielę liniowiec Balmoral. Ma popłynąć tą samą trasą co Titanic, jednak zacumować dopiero w Nowym Jorku. Do soboty ma dotrzeć w rejon, gdzie Titanic zderzył się z górą lodową i zatonął, pociągając na dno ponad 1500 pasażerów. Ostatnie bilety na ten rejs zostały wyprzedane już dwa lata temu. Szkoda, że wcześniej o tym nie wiedziałam, może poznałabym tam swojego Jacka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz