Poczuj się jak Alicja w Krainie Czarów i przejdź na drugą stronę lustra. Zanurz się w lekturze i poznaj inny wymiar rzeczywistości. Niecodzienne spojrzenie na codzienne sprawy, usprawiedliwiona krytyka dotąd niekrytykowanych, poważne sprawy z nutą frywolności. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienia, dlatego spójrz na nie z innej perspektywy...

czwartek, 31 maja 2012

Niepohamowany krytycyzm

- Wiesz, tutaj trochę botoksu, operacja nosa,
i sztuczna szczęka, to może przejdziesz
do następnego etapu...
Każdy ma brawo do bycia kim chce, może wyglądać jak chce, może wierzyć w to, co chce.... można jeszcze długo wymieniać, ale lepiej przeczytać konstytucję. Obawiam się jednak, że podstawowe prawa nie są znane wszystkim, a na pewno gwiazdom show - biznesu. Wiadomo też, że każdy ma prawo do krytyki. Postaram się aby moja nie była aż tak ostra jak pana Wolińskiego - byłego jurora TopModel. W przeciwieństwie do niego nie chcę obrażać człowieka, ale jego postępowanie. To, co padało z jego ust w stronę uczestniczek programu było, łagodnie mówiąc niesmaczne. swoją drogą, zastanawiam dlaczego te dziewczyny są aż tak zdesperowane i na krytykę mało znaczącego projektanta mody są w stanie...wyrwać sobie wszystkie zęby i wstawić sztuczne, bo te prawdziwe są ponoć niefotogeniczne.
w ostatnim programie Raz lepiej, raz gorzej gościli jurorzy modnych ostatnio talent show. Wśród nich był mój ulubieniec Woliński oraz Ilona Węgorzewska. 
Po wymianie sprzecznych poglądów, w Wolińskim się "zagotowało", ripostując swojej koleżance Ilonie powiedział, że jest gruba i powinna założyć cukiernię. Czy do niczego więcej się nie nadaje? Moim skromnym zdaniem Węgorzewska reprezentuje dużo wyższy poziom i jej tusza nie jest powodem do oceniania. Widocznie co niektórzy cierpią na kompleks Narcyza i uważają, że nie wszyscy mogą być tacy urokliwi jak on sam. Mnie jednak ten kwiatuszek się nie podoba ;)

niedziela, 27 maja 2012

Miasto dla biednych, czy dla bogaczy?


Codziennie, w obie strony, przebywam trasę ze stacji PKP do mojej uczelni położonej na drugim końcu miasta. Tak się składa, że mogę przespacerować się przez całe centrum urokliwej Jeleniej Góry. Wiosna, lato, jesień, zima. Raz prawie biegiem, innym razem powolnym krokiem. Jednak dopiero ostatnio przyjrzałam się "turystycznej infrastrukturze". 
Przyjemne, stare miasto, wąskie, wybrukowane aleje, małe kamieniczki. Aż chciałoby się zatrzymać i pozachwycać się tymi urokami, najlepiej przy filiżance kawy. No właśnie tu pojawia się problem. Bowiem takiego miejsca można tu ze świeczką szukać - kilka małych lokali oferujących tanią pizzę i piwo, jedna, czy dwie lepsze kawiarnio-cukiernie. Owszem były ambitne plany budowy nowoczesnych galerii, Multikina. Wyszło jednak na to, że z planowanych trzech centrów handlowych powstało jedno z zaledwie kilkoma sklepami, a zamiast otwarcia nowego kina, stare zamieniono na...chińską galerię. Około 75% placówek zarezerwowały sobie banki. SKOK, Commercial Union, Credit Agricole, Chwilówki...
 A tuz obok, ulica równoległa nosi nazwę Bankowa, a tu jak i nazwa wskazuje - najwięksi bankowi potentanci BZ WBK, PKO. Nic - tylko brać pożyczki, kredyty. Tylko, gdzie potem te pieniądze wydawać? Chyba nie w Jeleniej Górze:)

piątek, 18 maja 2012

Czeka nas seksmisja?

Moja inspiracją do poszukania odpowiedzi na to pytanie nie jest kultowy polski film, czy badania naukowców o rzekomym zanikaniu chromosomu Y warunkującego płeć męską. Natchnął mnie nowy program Woli i Tysio na pokładzie. Szczerze mówiąc nie mogę zrozumieć idei tego przedsięwzięcia. Od wieków propagowano męskość, hart ducha, męstwo, odwagę, twardość u brzydszej płci. Dziś, widać wychodzi to z mody. Tytułowi bohaterowie wyżej cenią markowe ciuchy i perfumy. Panowie, dlaczego staracie się być tak kobiecy? Ale nie tylko im spodobał się damski styl bycia. Przypatrzmy sie innym gwiazdom show-biznesu. Szpak, Bill Kaulitz, Madox...
Wiadomo jednak, ze w naturze nic nie ginie. Niektóre panie chyba tak się tym przejęły, że postanowiły wziąć sprawę w swoje ręce. Ktoś tu musi być mężczyzną!!!

czwartek, 10 maja 2012

Uciemiężenia współczesnej psychiki

Człowiek był, jest i będzie nieodgadnioną zagadką. Postepy medycyny, czy psychologii codziennie robia ogromne postepy w poznaniu ludzkiej natury. Jednak czas goni naprzód, wszyskie odkrycia dezaktualizuja się w oka mgnieniu. Zmienia się sam człowiek. Każdy z nas jest inny z każdym dniem, zarówno fizycznie jak i psychicznie. A jeśli spojrzymy na przestrzeni wieków? To naprawdę zdumiewajaca metamorfoza! Wystarczy spojrzeć na ewolucję: od autralopiteka do homo sapiens. A dziś czy nadal jesteśmy homo sapiens? Czy nie poszliśmy krok dalej?

Psychiczna metamorfoza

Współcześnie -  jak najbardziej!
Problemy - bez ogródek mówiąc, to odwieczny problem ludzi. Od wieków trapią nas różne sprawy. Jeśli sięgnąć pamięcią najdalszych czasów, to głównym zmartwieniem były podstawowe potrzeby życiowe, z czasem pojawiały sie nowe problemy, większe, czy mniejsze. Ludzka mentalność nieustanie się zmienia, to, co archaicznie było kwestią wręcz niemożliwą, dziś staje sie niezauważalnym kłopocikiem. Nie chcę tu opiniować, co dla kogo jest problemem, ale nurtuje mnie kwestia wpółczesnej bezproblemowości problemów. Mogę to stwierdzić nawet z autopsji, bo sama często robię przysłowiowe widły z igły. W zamian za współczesne, niemal ekspresowe rozwiązywanie ambarasów praprzodków, mamy dziś nieprzebraną panikę, towarzyszącą każdemu, trudniejszemu aspektowi naszego życia. 
Czy jednak sami ją rozbudzamy? A moż pomagają nam media?

Zobacz, uwierz , spanikuj

Chciałbym wspomnieć na kilka wielkich afer, które od czasu do czasu pojawiają się w naszym życiu. Sprawa z pozoru błaha, istniejąca od dawien dawna, nie nagłaśniana przez mass media, więc praktycznie nie istniejąca, gdy pojawi się kilka razy z rzędu w środkach publiczngo przekazu, staje sie istotną kwestią niemal każdego z nas. Zdarza sie, że staje sie ona naszym skyualnie najwiekszym problemem, dezintegruje nasze życie, zmienia wiele rzeczy, stajemy się ostrożniejsi, do wielu spraw podchodzimy bardziej sceptycznie. 
Ślepo wierzymy w to, co zobaczymy, czy usłyszymy, nie starajac sie nawet zweryfikować tych informacji. Działanie pod presją tłumu, czy aktualnych trendów zatraca naszą indywidaulność, przyłączmy się do wielkiej społecznej paniki, podsycając ją jeszcze bardziej.


Wielkie afery globalnej wioski

Chorobę wykryto w Wielkiej Brytanii, jednak szybko
rozprzestrzeniła się na inne kraje świata
Ostatnie lata obfitowały w wielkie i medialnie głośne afery. Zaczynając od ekonomicznych, przez polityczne, na zdrowotnych kończąc. Jedną z nich była ta, związana z chorobą wściekłych krów. Histeria wybuchła w latach dziwięćdziesiątych, gdy powiązano gąbczastą encefalopatię bydła z ludzką chorobą Crautzfelda-Crowda. A tej nie należało się tak obawiać.Zaczęło się masowe zabijanie wszelakiego bydła, w sklepach ze swieczką można było szukać wołowiny, obawiano się także mleka i żelatyny. A może była to raczej choroba wściekłej paniki, która kosztowała miliony Euro? Pewnie był w tym jakiś sens. Jaki? Nie wiem. Ale jeszcze nic straconego, bo ponoć szalone powracają.

Czas przejść na wegetarianizm

Będzie to chyba niezły krok, bo kolejną gorączkę spowodowały tym razem ptaki, czyli delikatny drób z naszych stołów. Któż z nas nie pamięta głośnej pandemii ptasiej grypy.Codziennie donoszono nam o kolejnych śmiertelnych ofiarach tej choroby. H5N1 był skrótem znanym niemal prze każdego. Jak ognia baliśmy się wszelkiej ptaszyny. Podczas spaceru nie sposób było spotkać ludzi dokarmiających łabędzie, czy gołębie. Aby tradycji stała się zadość, tym razem wybito ogromne ilości ferm, a przerażeni konsumenci zaczęli jeść...wołowinę. Drzwi przychodni zdrowia zaczęły sie już nie domykać od nadmiaru pacjentów, którzy za wszelką cenę chcieli się zaszczepić. Nie wiedzieli jednak, że za moment wybuchnie kolejna zaraza, tym razem świńskiej grypy. Ktoś by powiedział, że to już było, i rzeczywiście - scenariusz ten sam co w wypadku ptasiej grypy. Jedna różnica - konsumenci z wieprzowiny przerzucili sie na drób :)

Bardziej ludzkie?


Zostawmy już zwierzęta w spokoju, bo człowiek sam potrafi sobie "stworzyć" powód do zmartwień. Przykładem może być choćby rzekomy koniec świata w grudniu 2012. Co z tego wyniknie, na razie nie wiadomo. Kto wie może tym razem panika jest słuszna? Zobaczymy co przyniesie czas. Wiadomo jednak, że popłoch i panikarstwo należy podsycać, więc tym razem ujawniono aferę solną. Jak się okazało duża część przemysłu spożywczego korzystała z soli drogowej - tańszej alternatywy soli spożywczej. I tu zaskoczenie - scenariusz zupełnie odmienny. Nie ma masowych mordów zwierząt, cudownych szczepionek, widoku obywateli z maseczkami higienicznymi na twarzy. Tym razem zaczęły sie wielkie kontrole wszelkich fabry, punktów gastronomicznych, wielkie plakaty na drzwiach piekarni, czy restauracji w stylu Tu używamy soli spożywczej. Jednak tak jak poprzednie "pospolite ruszenia" i tak afera cicho umilkła.

Co dalej?

Tego typu afer można by wymieniać jeszcze dużo, chociażby te ze skażonymi ogórkami, potem pomidorami, z mączką rybią zamiast jajek... Zastanówmy się jednak czy my sami nie podsycamy tej paniki? A może potrzebujemy takiej adrenaliny?

czwartek, 3 maja 2012

Spoko...

No nie wiem:) Moje wątpliwości rodzi nasz hit na Euro. Wczoraj, w chwili odpoczynku i majowego relaksu, włączyłam TVP 1 by obejrzeć Hit biało-czerwonych. Z uśmiechem i przymrużeniem oka patrzyłam na pierwszy utwór wykonywany przez zespół Jarzębina. Grupa starszych pań bujająca się w rytm kiczowatej rymowanki z folklorystyczną muzyką. Dobrze, że starsi ludzi maja jeszcze chęci i odwagę na taką rozrywkę i pokazanie się w m mediach. Do samego końca uznawałam ten występ raczej za element humoru. Do czasu. Gdy dowiedziałam się, że ów panie zwyciężyły i staną się oficjalnym reprezentantem naszego kraju. Owszem Koko, koko, Euro spoko...wpada w ucho, ale czy o to chodzi? Myślę, że stać nas na więcej :)

czwartek, 19 kwietnia 2012

Możemy zacząć odliczanie (?)

O czym mogłaby być ostatnio mowa? W tych ostatnich 50 dniach przed historycznym wydarzeniem, każdemu chyba udzieliła się atmosfera piłkarskich mistrzostw EURO 2012. Nawet jeśli ktoś nie jest fanem, czy zapalonym fanem futbolu, wie, ze "coś ma się na rzeczy". Lepsze drogi, monumentalny stadion na miejscu Stadionu Dziesieciolecia, kibicowskie gadżety, dźwięk wuwuwzeli, wszechobecne konkursy, gdzie można zdsobyć oststnie bilety. A ponadto? Biało - czerwone płatki śniadaniowe w kształcie koszulek, dwukolorowe serki topione, puszki Coca-Coli z wizerunkami stadionów, nawet żółte M&M'sy zrobiły się czerwone!
Przygotowania ruszyły pełna parą. Cicho jedynie w kwestii przygotowań naszych piłkarzy. Nawet nie znam składu reprezentacji. Ale czy to ważne? 

Damy radę

Jeden z ważniejszych problemów to także kwestia bezpieczeństwa . Polskie władze starają się jak najlepiej przygotować do tego egzaminu. Ostatnio co chwilę odbywają się akcje ćwiczeniowe, pozoruje się ataki terrorystyczne, pożary. Tylko dlaczego nikt nie wpadł na pomysł upozorowania ustawki kiboli? Bo to może być najsłabszym punktem Polski podczas EURO. Na oficjalniej stronie mistrzostw możemy dokładnie zapoznać się z każdą kwestią. Musze przyznać,że strona i informacje tam dostępne naprawdę robią wrażenie.
Spokojnie rodacy, jakoś to będzie!!!
Choć nikt nie wierzył w polskie siły, to jednak, jako tako, udało się nam przygotować do rozgrywek. Choć niektóre sprawy mogłyby wyglądać nieco lepiej, np. infrastruktura, to i tak wydaje mi się, że nie mamy sie czego wstydzić. Chociaż nie jestem fanką piłki nożnej to nie mogę sie już doczekać meczu otwarcia. Trzymam kciuki za naszych przystojnych piłkarzy i oczywiście kibiców. Pamiętajcie, że to mecz piłki nożnej, a nie gala bokserska z Wami w roli głównej:) Jeśli nasi reprezentanci będą kopać piłkę do nie swojej bramki, a my wszyscy zdrowo im kibicować, to niejedni będą mieli ochotę powtórzyć Euro właśnie w Polsce. A może Mundial?

niedziela, 15 kwietnia 2012

Najlepszy przyjaciel

Jest niedzielne przedpołudnie. Mimo połowy kwietnia za oknem mokro i zimno. Spogladając przez okno, rzec by można pogoda pod psem! O właśnie dlaczego pod psem? Kiedys te zwierzęta były mi obojetne. Do czasu. A właściwie do stycznia 2010 roku, kiedy to w moim domu pojawił się Simba. Przeuroczy York, którego mogłabym opisywać jedynie w superlatywach. teraz leży sobie obok mnie, pod czerwonym kocykiem, z kokardką na głowie. A jego "koledzy"? 
Simba został pokochany przez całą moją rodzinę 

Pieskie życie

Niektóre z nich muszą całe swoje życie poznać jedynie z perspektywy krótkiego łańcucha przy budzie, inne biegają po podwórku, pilnując wiejskich gospodarstw. W porównaniu do tych porzuconych, bezdomnych i tak  nie mają najgorzej. Juz od dziecka słyszałam powiedzenie, że pies i kot to najlepszy przyjaciel człowieka. Wierne zwierzę, którego oczy potrafią wyrazić wszystko, potrafi czasami być lepszym kompanem niz człowiek. Jego bezinteresowna miłość nie zważa na to ile mamy, jakim samochodem jeździmy. Kocha nas i  tego w zamian jedynie od nas oczekuje. Różne jest ludzki podejście do zwierząt. Nierozwaga w obie strony jest absuradalna, bo robienie yorkom balejażu uważam za wariactwo. Z drugiej strony znecanie sie nad zwierzetami. Czy tak traktuje sie przyjaciela?!

Gorzej niż zwierzęta

Wiadomości o zakatowanym kocie, czy psie, przywiązanym do drzewa szczenięciu, zarżnieciu żywcem świni, docierają do nas codzienie i wywieraja coraz mniejsze oburzenie. Czyżby ludzie do tego przywykli?
Wczoraj natknęłam sie na artykuł, w którym mowa była o zatrzymaniu 15 i 16-latka za bestaialskie zabicie psa. Swój czyn motywowali nudą. Hmm...
Głośna była także sprawa o huskim, którego dwaj mężczyżni przywiązali do rozpędzonego samochodu. Chcieli zaobaczyc ile wytrzyma. Szkoda tylko, że na mecie przy sznurze została tylko głowa psa.
Czym te zwierzęta zawiniły? Napadaja człowieka tylko w obronie. Pies przewodnik, tropiciel, ratownik - bez nich ludzkie życie byłoby naprawdę trudne. 

Powiedz NIE!

Jeśli ktoś uważa, że pomagając jednemu niesczęśliwemu i wychudzonemu psu w sąsiedztwie na niewiele sie zda, to grubo sie myli. Dla tego jednego będzie miało ogromne znaczenie.
Ponadto możemy przyłączać sie do wielu akcji, wspierać schroniska, a przede wszystkim nie być obojętnym!!! A jeśli mamy własne zwierzę, nie denerwujmy się jeśli zdarzy mu sie nasikać nam do buta ;) Pokochajmy go tak ja on nas, jak naszego najlepszego przyjaciela! 
Ja mojego Simbusia nie potrafiłabym skrzywdzić!


piątek, 13 kwietnia 2012

My heart will go on...

Pamiętam chłodny, styczniowy wieczór, ponad 14 lat temu. Jako mała dziewczynka po raz pierwszy obejrzałam, znany chyba wszystkim, Titanic. Zrobił na mnie nie lada wrażenie, gdy Jack znikał w morskiej otchłani nie mogłam powstrzymać łez. A na dodatek ta przewodnia piosenka...Już wtedy przyrzekłam sobie, że kiedyś obejrzę ten film w kinie z moim chłopakiem. Tak, dziecięce marzenia. Niestety miałam wtedy zaledwie siedem lat i o księciu z bajki mogłam tylko marzyć. Zanim dorosłam, film wyszedł z kin i stał sie obowiazkowa pozycja świąteczną w polskiej telewizji. Pzryznam szczerze, że nie opuściłam ani jednego seansu. Za każdym razem z zamiłowaniem siadałam przed telewizorem i odpływałam wraz z pasażerami. I tak z roku na rok. Wydawałoby się, że ogladanie filmu, którego fabułę zna się na pamięć i nawet nie potrzebny jest dubbing, jest nuuuudne i bezsensowne. Ale nie dla mnie:) Pasja, zaciekawienie rosły za każdym razem.

Może tym razem się uda?

Film rozbudził także moja ciekawość o samej tragedii. W tym roku mija dokładnie 100 rocznica zatonięcia statku. W angielskim Southampton, dla uczczenia niedokończonego rejsu, wyruszył w niedzielę liniowiec Balmoral. Ma popłynąć tą samą trasą co Titanic, jednak zacumować dopiero w Nowym Jorku. Do soboty ma dotrzeć w rejon, gdzie Titanic zderzył się z górą lodową i zatonął, pociągając na dno ponad 1500 pasażerów. Ostatnie bilety na ten rejs zostały wyprzedane już dwa lata temu. Szkoda, że wcześniej o tym nie wiedziałam, może poznałabym tam swojego Jacka?

Rozbudzone marzenia

Nie jestem amatorem kina i rzadko kiedy goszczę na kinowej sali. Jednak na ten seans wybiorę się na pewno. I to pewnie nie raz! O czym mowa? O możliwości spełnienia mojego dziecięcego marzenia!!! Dziś do polskich kin wchodzi trójwymiarowa rekonstrukcja Titanica Jamesa Camerona!!! Juz od grudnia czekałam na te premierę.I kto mi powie, że piątek trzynastego jest pechowy? A więc teraz już rzucam wszystko i lecę do kina:)

sobota, 7 kwietnia 2012

Tradycja rzecz święta

Świąteczny nastrój udzielił mi się całkowicie. Dom pachnący czystością i przeróżnymi smakołykami, wielkanocne stroiki, baby, mazurki, jajeczka, zajączki... Niestety dla niektórych to jedyny wymiar obchodzenia tych świąt. Dlaczego ograniczamy się do tak przyziemnych spraw? Dbamy, żeby stół aż się uginał (nieważne, że potem tygodniami narzekamy, że wszystko poszło nam w boczki!) a okna i podłogi lśniły. W tym natłoku przygotowań zapominamy całkowicie co tak naprawdę świętujemy.
- Mamo, pójdziemy dziś do kościoła? Ksiądz mówił, że będzie procesja i trzeba wziąć świece.
- Nie Zosiu, nie zdążę się wyrobić. Muszę jeszcze upiec sernik. Zresztą byłyśmy już ze Święconką, to wystarczy.
W wielu polskich domach tak właśnie wygląda obchodzenie najważniejszych świąt w roku. Zatwardziali "chrześcijanie" większą wagę przywiązują do ludzkiego wymiaru świąt, dla pozoru święcąc kilka jajek i kiełbasę. Naiwnie wierząc, że to wystarczy. No bo co ludzie powiedzą?

Ludzie o pustych sercach, niosący pełne koszyki

Puste serce chrześcijanina, bo bez Jezusa. Przytłoczeni doczesnością zapomninamy jak wielką ofiarę poniósł dla nas Chrystus. Oddał za nas swoje życie. A my? Nawet nie jesteśmy w stanie zdobyć się na kilkuminutową adorację. Omijamy kościół szerokim łukiem, pędząc do marketu po ostanie, przedświąteczne zakupy.  Pielęgnujmy tradycję chrześcijańskich świąt, bo jest ona nadzwyczaj piękna i wartościowa, przetrwała ponad 2000 lat, niech przetrwa i drugie tyle.Tradycja służy zachowaniu porządku świata, Jeśli ją złamiemy, świat się skończy. Czy mając na stole jedno ciasto więcej będziemy naprawdę szczęśliwsi? Popatrzmy w przyszłość, myśląc dokąd zmierzamy. Odszukajmy innego sensu tych świąt. 
Znajdźmy czas na wizyty u rodziny, ale i w kościele. No i nie zapominajmy o dobrym humorze i życzeniach!!! Dlatego, wszystkim Wam, moi drodzy Czytacze Wesołego Alleluja !!!

czwartek, 29 marca 2012

Mi to nie smakuje!!!

O czym by tu mogła być mowa? Chociaż zbliżają się Wielkanoc, zaczyna pachnąć żurkiem, mazurkami, wędzoną kiełbasą, to ja mam na myśli głośnego ostatnio mięsnego jeża. Wstyd (?) sie przyznać, ale dowiedziałam się o nim dopiero wczoraj, podczas gdy wszyscy "bębnią" o nim od kilku dobrych dni. Z ciekawości obejrzałam film na YouTube z fragmentem Pamiętników z wakacji. I co? Jednym słowem to dalej nie wiem o co chodzi! Kompromitująco, żenujący, bez przesłania urywek, z którego, nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Chłopiec, mówiący o zaletach mięsnego jeża, śpiewający upokarzającą piosenkę, dziewczyna, która nie wyobraża sobie życia bez ów potrawy. 
Może jest to dla nich coś ważnego, każda rodzina ma swoją tradycję, którą stara się pielęgnować. Może i ta nie jest zbyt wiekopomna i ambitna, ale nie mnie to oceniać. Jednak czy to jest natchnienie do scenariusza? I co w tym tak bawi ludzi? Czy polskie poczucie humoru jest aż na tak niskim poziomie. Nie wywyższam się, mówiąc, że to mnie nie bawi, jednak wolę już kota japacze :) Zresztą wyglądałam tak jak on i zadałam to samo pytanie oglądając ten film!W czym tkwi fenomen mięsnego jeża? Nie wiem i chyba szybko go nie zrozumię.Tymczasem nie żałuję, że dowiedziałam się on nim tak późno. Nic nie straciłam i ze smakiem jadłam tłuste parówki :)

sobota, 24 marca 2012

Zawiła sprawa

W stosunku do polityki pozostaje bezstronna, według mnie to jedna z lepszych "partii" na obecne czasy. Ciekawe jakie poglądy polityczne ma Prezydent Jeleniej Góry i czy ma jakieś kompleksy do swojej polityki? Bo kilka powinien mieć program tłumaczący oficjalna stronę miasta.http://um.jeleniagora.pl/ Dzięki niemu jeleniogórzanie mieszkający w Deer Mountain na czele Rady Miasta mają Marcina Complex, a nie Zawiłę, zaś jego zastępcą jest Mirosław Wild, choć w rzeczywistości to Pani i nie dzik, ale Dzika :)  No cóż, trochę techniki i człowiek się gubi.
Sama idea translacji strony miasta na inne języki jest świetnym przedsięwzięciem. Polski język, choć piękny, jest jednak trudny do nauki i mało znany obcokrajowcom. Wątpię, czy ktoś miałby ochotę czytać ów stronę z słownikiem w ręku i tak rozumiejąc tylko piąte przez dziesiąte. Dzięki możliwości wyboru kilku wersji językowych, bez większych trudności i z przyjemnością może wgłębić sie w lekturę. Jednak dobrze by było gdyby ktoś sprawdził poprawność tłumaczenia przed publikacją w sieci. Wtedy władze miasta nie musiałyby się wstydzić i popadać w kompleksy.

piątek, 23 marca 2012

Robi się gorąco!

Wiosna, tak wyczekiwana, upragniona, nareszcie nadeszła. Zaczynają kiełkować pierwsze kwiaty, świergot ptaków i coraz cieplejsze powietrze dodają nam checi do życia. Słoneczna i sucha wiosna obudziła nie tylko zwierzeta z zimowego snu, ale także piromanów. Nie mam tu na myśli rozradowanych dzieci palących Marzannę, chodzi o podpalaczy łąk.

Plaga pożarów


Każdy z nas chce aby jego otoczenie było jak najpiękniejsze,dlatego wiosenne porządki ruszyły pełną parą w domach i na podwórkach. Często jednak rezygnujemy ze żmudnego grabienia i karczowania, i idąc na łatwiznę, podpalamy nieużytki. Może i efekt jest szybki i widoczny, ale mało kto wie, że ma i drugie dno, niestety to gorsze. Dla świata przyrody to katastrofa ekologiczna. Wypalają się suche trawy, ale takze ich całe systemy korzeniowe (obumarcie roślinnych tkanek następuje już w 50 stopniach, a w epicentrum pozaru temperatura przekracza 700), niszczeje cała flora bakteryjna odpowiedzialna za procesy glebotwórcze.  Płomienie są też zagładą dla żyjących tu zwierząt. Trawy są siedliskiem dla pożytecznych mrówek, biedronek i trzmieli. Ofiarami stają się także żaby, jeże, krety, czy małe zające. Ogień trawi także gniazda wykluwających się ptaków, np. kuropatw. Powodem podpaleń jest też nierzadko przekonanie, że ten "wiosenny zabieg" użyźni glebę. Nic bardziej mylnego! Spalone pole, czy łąka potrzebuje kilku lat by w pełni się zregenerować, by dawać takie plony jak przed pożarem. Często zdarza sie także, że pod wpływem wiatru pożar przenosi się na tereny leśne, a wtedy straty są dużo większe.

Szkodzimy także sobie

Tumany dymu zatruwają powietrze i nie jest to konsekwencja efemeryczna. Spalanie wydziela ogromne ilości dwutlenku węgla oraz kancerogennych weglowodorów. Zahamowana zostaje asymilacja azotu z powietrza, zmiejsza sie także procentowy udział tlenu. Tak więc, jest to jedne wielkie, błędne koło, które poza estetycznymi doznaniami nie daje nic wiecej. Jeżeli pożar jest przy szosie, dym może skutecznie zmniejszać widoczność, a czym to grozi, to chyba każdy może się domyśleć. Pióropusze dymu utrudniają także pszczołom oblatywanie łąk, a to powoduje mniejszą liczbe zapylonych kwiatów. To tylko mniej szkodliwe efekty, nierzadko w tychże pożarach giną także ludzie. Tylko w poprzedni weekend zginał 25-letni strażak z Mazowsza i mężczyzna z województwa świętokrzyskiego.

Smutne statystyki

Jak podaje Polska Agencja Prasowa w ubiegłą sobotę w całym kraju doszło do 4871 pożarów traw, nieuzytków i lasów. W samym Powiecie Kamiennogórskim w piątek strażacy interweniowali aż 11 razy, a w weekend już 47krotnie. Jak widać mają "pełne ręce roboty", i to roboty spowodowanej czystą ludzką głupotą.  A jeśli w tym czasie zdarzy się coś naprawdę poważnego, a straż będzie zajęta gaszeniem łąki?!

Czujemy się bezkarni

Jednak nie powinniśmy! Bowiem i tę kwestie normuje polskie prawo. Według przepisów Ustawy o ochronie środowiska: " Kto wypala łąki, pastwiska, nieużytki, rowy, pasy przydrożne, szlaki kolejowe, trzcinowiska lub szuwary - podlega karze aresztu albo grzywny". Podpalacze sa również sądzeni według przepisów Kodeksu karnego: " Kto sprowadza zdarzenie, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, mające postać pożaru, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10". Ponadto, jeżeli zarzut taki zostanie postawiony rolnikowi, policja ma obowiązek zgłoszenia tego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa , co z kolei grozi cofnięciem dopłat bezpośrednich z Unii Europejskiej.

 Niech będzie gorąco

Ale tylko w pogodzie i atmosferze. Pomyślmy jeszcze jesienią, aby uprzątnać ten teren, który planujemy podpalic na wiosnę. Wyjdzie nam to dwojako na zdrowie:) A wiosną -  cieszmy sie piękną pogodą, zieleniąnca się łąką i kwiatami, a nie smutnym widokiem pogorzeliska.

czwartek, 22 marca 2012

Kropla życia

Mało kto z Was pewnie wie, jaki mamy dzisiaj dzień. Oprócz tego, że jest czwartek, moje imieniny, dokładnie 45 rocznica powstania południowokoreańskiego koncernu Deawoo, to dodatkowo obchodzimy Miedzynarodowy Dzień Wody.
Woda towarzyszy nam na każdym kroku, mamy ją na wyciągniecie ręki, kiedy tylko zechcemy. Wystarczy przekręcić kurek. Czysta, bieżąca woda, zużywana do wielu codziennych czynności. A gdy chce nam się pic? Popatrzmy jaki mamy wybór! Do wyboru, do koloru! Sklepowe półki dosłownie uginają się pod różnymi napojami i sokami, powstałymi właśnie na bazie wody. Samej wody "butelkowej" mamy całą paletę - poczynając od źródlanej, przez różnie nasyconą mineralną, z jodem, czy bez, niskosodową, a na smakowej kończąc. Dla nas to standard, nie wyobrażamy sobie normalnego życia bez takich udogodnień. Ale świat nie ogranicza się tylko do nas samych, do społeczeństw średnio i wysokorozwiniętych. Są i takie miejsca, gdzie o takich dobrodziejstwach można tylko pomarzyć.

Spragniona Afryka

Mam tu na myśli tzw. kraje Trzeciego Świata. Każdego dnia z powodu brawku wody pitnej umiera na świecie ok. 6 tysięcy dzieci, czyli co 15 sekund ginie z pragnienia jedno dziecko. Przerażające, ale prawdziwe. Ta smutna rzeczywistość to codzienność m. in. dla Południowego Sudanu. Do wody pitnej ma dostęp niecałe 40%, pozostali czerpią ją z kałuż lub okresowych rzek. Aby zdobyć tzw. tu  niebieskie złoto, kobiety, bo do nich należy ten obowiązek, musza dojśc do źródła oddalonego o ok. 10 km. Tam do wielkich baniaków czerpią brudną wodę, którą muszą z powrotem donieść do wioski. W skwarze, zmęczeniu dzielnie pokonują taką drogę nawet dwa razy dziennie! 
W swych osadach starają się choć prowizorycznie  ją oczyścić, wrzucając do baniaków kawałki ałunu. Dla nich, ta pierwszej czystości woda, u nas zostałaby uznana prze sanepid za skażoną. Oni jednak nie mają wyjścia. Mają jeden wybór: umrzeć z pragnienia, lub zaspokoić pragnienie, ryzykując śmiertelnymi chorobami. Przed takimi dylematami stają codziennie. A my? Też stajemy przed wyborami: owocowa czy mineralna? Dlatego rozważmy wagę tego problemu. Weźmy sobie do serca to, że dla niektórych każda kropla jest na wagę złota. Dla nas: dojście do zlewu, czy umywalki, do nieograniczonych litrów wody, dla Sudanczyków przebycie tysięcy kilometrów do małego źródła.

Ty tez możesz pomóc!  

Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy, dlatego pomyślmy przez chwilę jak możemy im pomóc . Oczywiście, ze niewielu ludzi zdecyduje się na tak szlachetny czyn jak misje humanitarne. Jednak wystarczy już zakręcenie wody podczas mycia zębów, zadbanie o kapiący kran, dopijanie resztek wody butelkowej, a nie wylewanie jej do zlewu. Nie chodzi tu jakiekolwiek ograniczanie, ale o wrażliwość i potrzebę zrozumienia tego problemu. Woda na świecie jest jedna! Nas tez może dotknąć ten problem, dlatego zacznijmy mu zapobiegać już dzisiaj! I choć nasze oszczędzanie będzie tylko kroplą w morzu potrzeb, to pamiętajmy, że każda kropla jest ważna!!!
Każdego dnia pomaganie staje się łatwiejsze. Od 2006 roku Polska Akcja Humanitarna prowadzi akcje w Sudanie Południowym. W Polsce natomiast, wespół z producentem wody mineralnej "Cisowianka" zaingurowała akcję Woda dla Sudanu. Całkowity dochód ze sprzedaży specjalnych butelek o poj. 0,33l zostanie przekazany dla afrykańskiego kraju. Kupując sprzęd AGD firmy Electrolux także wspieramy PAH. Pomaganie nie jest trudne!!! Pomóc nawet możesz wchodząc na Facebooka - wystarczy kliknąć "Lubię to"Lubię to na profilu Polskiej Akcji Humanitarnej i wesprzeć budowę studni w Sudanie.  Jeżeli nie wzrusza Cię problem afrykańskiej suszy, pomyśl, że brak wody może w przyszłości dosięgnąć także Ciebie, bo jest jej coraz mniej!!! Dlatego od dzisiaj postaraj się używać jej rozważnie, a zapewne nic na tym nie stracisz.

środa, 14 marca 2012

Co na to młodzi?

Niegdyś to tylko temat tabu. Dziś powoli staje się ciekawy, powszechny, niemalże na porządku dziennym. Mowa oczywiście o seksie. Dla niektórych może zbytnio kontrowersyjny do omawiania na forum publicznym, jednak po przeczytaniu pewnego artykułu, nie mogłam się oprzeć od skomentowania tego.http://wyborcza.pl/1,75248,11331002,Nowojorska_policja_sciga_za_prezerwatywy.html

Ciekawa jestem co o tym sądzicie? 
Od zawsze uważałam się za dość stereotypową osobę. Czasami wydawało mi się, że nie pasuje do realiów dzisiejszego świata, gdzie to pani prosi pana :) Z przerażeniem, ale chyba też i współczuciem patrzę na nastoletnie "matki" z papierosem w ręku, popychające wózek. Chyba nie takie były zamierzenia MEN przy wprowadzaniu edukacji seksualnej?! 
Widać takiej sytuacji chcieli chyba uniknąć w Nowym Yorku. Właśnie: chyba! Z jednej strony rozdawane są darmowe prezerwatywy, z drugiej jednak nie można mieć ich przy sobie za dużo.Tylko ile ma się rozumieć przez określenie "dużo"? Zapewne chodzi tu głównie o zjawisko prostytucji i uniknięcia tego problemu. Ale według mnie jest i drugie dno. Rozdając prezerwatywy można poniekąd zachęcić młodych do ich wykorzystania, ale jeśli już podejmują taką decyzję, to jednak nie lepiej jeśli będą mieć zabezpieczenie. Ale jeśli będą bali się policyjnej obławy z tego powodu? Kto z nich będzie ryzykował aresztem dla bezpieczeństwa?! Nie chodzi tu jedynie o kwestię niechcianej ciąży, ale także o ochronę przed chorobami wenerycznymi, czy HIV.A myślę, że zdrowie jest jedną z ważniejszych kwestii! Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera! Tak więc, popieram eurodeputowane stanowego parlamentu, które walczą by nadmierna ilość posiadanych prezerwatyw nie była powodem oskarżenia. W ogóle całą tę sprawę uważam za nieco absurdalną, a rewizje damskich torebek w poszukiwaniu owego "towaru" za przejaw totalitaryzmu i nieposzanowania własności prywatnej. Mam nadzieję, że nowojorski pomysł, nie przyjmie się u nas równie entuzjastycznie jak np. McDonalds!!! Niemniej sam fakt takiego"prezentu" uważam za dobry, w przeciwieństwie do ostatniej akcji niemieckiego BRAVO.
W Polsce na szczęście dodają tylko biżuterię :)

 Do gazety, której czytelnikami są głównie 14-letnie dziewczynki, dołączono dodatek w postaci... prezerwatywy w rozmiarze młodzieżowym! W "trosce" o swoich odbiorców, redakcja, w niemal każdym numerze publikuje artykuły na temat seksu, etc. Pytam się: po co??? Dla mnie to kompletny absurd. Trudno dziwić się współczesnej rzeczywistości, gdzie "dzieci rodzą dzieci: Ja jednak mogę tylko wyrazić swoje zdanie, każdy ma swoje życie...

niedziela, 11 marca 2012

Przestańmy rozdrapywać stare rany

Zbliża się druga rocznica katastrofy smoleńskiej. Wydarzenie wymagające chwili zadumy, zastanowienia, szacunku. Zginęła elita polskiej władzy i administracji. Ciężko jednak zachować respekt i spokój, gdy ów kwestia dalej jest na porządku dziennym. Każdego dnia dowiadujemy się o nowych przyczynach katastrofy, za każdym razem jest inny winowajca, raz zawiodła maszyna, na drugi dzień dowiadujemy się o zamachu. Ja jestem juz tym zmeczona i znudzona. Chciałabym wreszczie poznać prawdę.
 Wydawać by się mogło, że w 2012 roku media "odpusciły" sobie tę kwestię. Jednak nie! W ostatnich dniach pojawiła sie nowa hipoteza Nowe fakty o Smoleńsku. Tego jeszcze nie było. Dowiadujemy się, że rządowy samolot nie miał prawa lądować na lotnisku w Smoleńsku, gdyż nie było ono wystarczająco bezpieczne. Czy po dwóch latach jest to na prawdę ważna kwestia. Ile utrzyma się w mediach, zanim zostanie wyparta przez inną, ciekawszą? Pamięć o tamtych wydarzeniach i ofiarach jest niezmiernie ważna. Czy jednak o taką formę chodzi? Nie byłoby lepiej gdybyśmy pamiętali o nich w modlitwie?

środa, 29 lutego 2012

A może botoks do tego?

Człowiek ma tyle lat, na ile się czuje. Takie przekonanie towarzyszyło mi niemal od zawsze. Zazwyczaj moje odczucia nie odbiegały zbytnio od rzeczywistego wieku. Jednak ostatnio poczułam się staro. I to poważnie. Być może nie byłoby w tym stwierdzeniu nic kontrowersyjnego, gdyby nie fakt, że mam zaledwie 20 lat. Odczucie to spowodował u mnie pewien artykuł http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/wielka-brytania-i-Irlandia/podarowala-swojej-coreczce-zabieg-liposukcji,1,4993138,wiadomosc.html. Krótko mówiąc, Sarah Burge - była modelka Playboya, stała klientka klinik plastycznych, wpadła na genialny pomysł prezentu urodzinowego dla swojej siedmioletniej córeczki. Uznała, że kupon na zabieg liposukcji
o wartości 13 000 euro, pobyt w luksusowym SPA, laptop, kryształy Swarovskiego i seksowna bielizna są spełnieniem marzeń dziecka w tym wieku. Poza tym będzie to genialne dopełnienie zeszłorocznego prezentu, jakim był kupon...na powiększenie piersi. Ale jakże troskliwa i zapobiegliwa była Sarah, umożliwiając zrealizowanie kuponów dopiero wtedy, gdy mała Poppy skończy 16 lat! 
Mnie mama uczyła jak się gra w klasy, Poppy uczy się tańca na rurze...
Teraz bezapelacyjnie popadłam w kompleksy. W sumie to chyba dobrze się trzymam, skoro mając "już" tyle lat nie miałam jeszcze żadnej operacji plastycznej:). Gdzie ja żyję? Czytając to, czułam się jakbym znalazła się w domku dla lalek, gdzie Barbie i Ken wyglądają nienagannie w każdej chwili. Wszystko jest idealne, piękne, ułożone, wymiarowe. Jednak, czy to jest życie? Czy kobieta nie mogąca poszczycić się wymiarami 60/90/60, a mężczyzna przysłowiowym kaloryferkiem i wyćwiczonymi bicepsami, nie mogą być szczęśliwi?! Ważniejsze jest piękne ciało, czy piękny umysł? Jednak z tym odwiecznym pytaniem być, czy mieć  zostawiam Was samych. Nie jestem tu przecież od osądzania, czy umoralniania. 
Niegdyś tak. Dziś wyobraźnia to tylko dodatek
Ciekawa jednak jestem, jakie były Wasze marzenia w dzieciństwie. Pamiętacie tę radość, gdy w paczce chrupek znaleźliście żeton z ulubioną postacią z bajki, gdy woda i gąbka wystarczyły do zrobienia kolorowego tatuażu z  gumy Donald, dającego tyle radości? Ja, zdmuchując urodzinowe świeczki, marzyłam o nowym pluszaku, niełamiących się kredkach, czy nowej gumie do skakania. Z czasem, prezenty w formie ubrań, klocków LEGO, czy książek, o walkmanie nawet nie wspomnę, stały się prawdziwym rarytasem. Widać wymagania dzieci rosną:) Ciekawe, co będzie za kilka lat? Samochód, mieszkanie, Jumbo jet... Ale czy pozostanie to bez oddźwięku? Czy takie prezenty nie skrzywią moralnego kręgosłupa obdarowywanych? Bo skolioza, w takim wypadku, byłaby chyba niewielkim problemem. Czym będą kierować się dzieci, których osobowość kształtuje się materialistycznie, a nie pedagogicznie? Na zakończenie, świetnym podsumowaniem będzie cytat samej matki Poppy: Dziewczynki nie chcą już być jak Królewna Śnieżka, czy Kopciuszek. Wolą być jak Lady Gaga. Ja konserwatywnie pozostanę przy Kopciuszku:)

wtorek, 28 lutego 2012

Siła motywacji

Przyznam szczerze, że nie lubię być zmuszana, do czegokolwiek. No zresztą kto lubi? Jednak czasami może to sie okazać niezłą motywacją, ba! nawet inspiracją. Tak było w przypadku mojego bloga. Kilka razy starałam sie "liznąć" tej sztuki. Szybko jednak się nudziłam. A może raczej zniechęcałam, bo zazwyczaj natrafiałam na posty zrozpaczonych gimnazjalistek, opisujących swoje miłosne rosterki. Jednak ostatnio odkryłam "drugie dno". Odkryłam, że niektóre blogi mogą być prawdziwą sztuką, studium ludzkiego życia, mentalności. Spodobało mi się! Założyłam więc własnego. Postaram się o systematyczność ale i o brak tandety. Chcę, by był on odzwierciedleniem mojej osobowości, powaga będzie przeplatać się z humorem. Coś o życiu i dla życia. 
 
Może tak jak ostatno znaleziony przeze mnie blog Notatki o życiu. Autorka w ciekawy sposób podchodzi do życia. Opisuje wszystko, począwszy od obejrzanego filmu,przez sprawy finansowe, na harmonii zycia i religii kończąc. Bardzo podoba mi się jej światopogląd. Podchodzi do życia jako kobieta, ale jako silna kobieta. Asertywna, stanowcza, zdecydowana. Kobieta, która nie potrafiłaby życ bez męzczyzny, ale nie jest od niego całkowicie zależna. Daje nam rady jak żyć i nie dać się zwariować, jak wyzbyć się nudy i monotonii. Żyć tak, by być szczęśliwym, ale też nie kierować się jedynie zasadą carpe diem. Żyć w złotym środku. Autorka, która nazywa sie po prostu Zuzą, podchodzi skromnie do swojej osoby, pisząc, że lubi mandarynki. Nie wywyższa swej osoby, dzięki czemu tak łatwo sie z nią zidentyfikować. Prowadzi swój blog od lipca 2011 roku. Być może nie jest to zbyt długi staż, ale wszystkie wpisy stanowią szeroki przekrój jej osobowości i życia. Być może ciekawa szata graficzna, przejrzysty wygląd, szeroki zakres tematyczny oraz propozycje innych blogów autorki, przyciągaja potencjalnych licznych czytelników, którzy pozostawiaja ciekawe komentarze oraz reklamodawców. 

Jak do tej pory jest to jeden z ciekawszych blogów, na które się natrafiłam
i chciałabym aby mój, był choć w małej mierze podobny do niego. Podobny, bo postaram się o jeszcze rozmaitszą tematykę i kontrowersyjne tematy. Mój blog ma tętnić życiem! Zobaczymy jak silna będzie motywacja...

piątek, 24 lutego 2012

Domena polityki ?


Jak każda kobieta lubię od czasu do czasu pławić się w luksusie. Szczególnie na wakacjach. Gdy po kilku miesiącach przychodzi czas na długo wyczekiwany wypoczynek, zawsze marzą mi się gorące kraje, czyste plaże, dzikie i nieodkryte miejsca. Jednak zazwyczaj muszę zadowolić się przeżyciem ów przygody w Polsce. Dlatego dużą wagę poświęcam hotelom, 

w których mogę spędzić krótkie lecz przyjemne chwile. 

Przyznam szczerze, że chętniej wybieram małe, urokliwe pensjonaty, czy domki kempingowe. Gdzie mogę poznać wszystkich wczasowiczów, być bliżej natury, wypocząć 

i odetchnąć od zgiełku, wiecznego wyścigu, zmaterializowanych dążeń. Staram się unikać wielkich, komercyjnych, sieciowych hoteli. To miejsce dla celebrytów, nie dla mnie.
Nie twierdzę jednak, że takie miejsca są złe. Wręcz przeciwnie!!! Wchodząc do pięciogwiazdkowego hotelu czuje się jak Alicja z Krainy Czarów przechodząca przez lustro.

Takie wrażenie miałam dość niedawno, przekraczając progi nowo otwartego Hotelu Gołębiewski w Karpaczu. Mimo krótkiego, jednodniowego pobytu zdążyłam zauroczyć się tym miejscem. Piękny wystrój, nastrojowe oświetlenie, romantyczne kwiaty, nienaganna czystość, wyśmienita kuchnia. Przysłowiową kropka nad i jest widok z hotelowych okien. Zapierające dech w piersiach spojrzenie rozciągające się niemal na całe pasmo Karkonoszy, robi niemałe wrażenie. 
Najpiękniejszy widok jest z najwyższych pieter hotelu, które stały się kością niezgody miedzy inwestorem a architektami, ekologami i konserwatorem zabytków. Tadeuszowi Gołębiewskiemu zarzuca się samowolę budowlaną, tym samym nakazując rozebranie ostatniego pietra. Według Stowarzyszenia Ochrony krajobrazu i Architektury Sudeckiej budynek jest za wysoki o ponad 5 metrów, czym zasłania piękno Karkonoszy

 i narusza tzw. linie widokową. Czy aby na pewno? Tym bardziej, że hotel usytuowany jest vis a vis Śnieżki!
 Kiedy, po prawie roku sporu, znaleziono wyjście z sytuacji i doszło do kompromisu - zamiast rozbiórki postanowiono przeszklić piętro, pojawił się nowy incydent. Tym razem hotel zajął pierwsze miejsce Arcymaszkary polskiej architektury ostatnich dwóch dekad
w konkursie"Polityki" . Nurtuje mnie pytanie: dlaczego? Być może różni się od pozostałych malutkich hotelików, ale czy na prawdę aż tak rani wzrok? Według mnie absolutnie nie! Utrzymany w dobrym guście architektonicznym, nie odróżniający się pod względem stylu, pomimo wielkości idealnie komponujący się z otoczeniem. Nic dodać, nic ująć. Choć sama nie przepadam za monumentalnymi budowlami i zbytnim przepychem, to tej budowli nie mam nic do zarzucenia.  Myślę, że ważniejszą kwestię odgrywa tu polityka. Pokażmy za wszelką cenę, że nie chcemy wielkich inwestorów, burzących podgórski spokój. Czy te pięć metrów ma aż tak duże znaczenie, a może chodzi o zbyt duże wpływy i zdominowanie rynku?
Ci, którzy za wszelką cenę sprzeciwiają się tej inwestycji, najwyraźniej nie spojrzeli na tą sprawę z innej strony. Z perspektywy hotelowego okna...